„Until Dawn” to jedna z niewielu gier, w które grałem w ciągu ostatnich dziesięciu lat i jedyna, którą ukończyłem dwukrotnie. Ta gra dobrze trafiła w mój gust z kilku powodów. Po pierwsze lubię horrory, a „Until Dawn” to interaktywny slasher. Po drugie jestem niedzielnym graczem, więc preferuję raczej proste i krótkie gry. Po trzecie bardzo przypadł mi do gustu tryb kanapowy w „Until Dawn”, grę dwukrotnie ukończyłem ze znajomymi.
Z tych powodów zaintrygowało mnie, kiedy natknąłem się na informację o powstającym filmie na podstawie tej gry. Tydzień temu pojawił się pierwszy zwiastun filmu.
Wygląda na to, że to nie będzie ekranizacja gry a raczej film oparty na motywach z gry. Zmieniono oś fabuły, zmieniono miejsce akcji, bohaterowie też niezbyt przypominają tych z gry. Zgaduję, że zmiany w fabule poczyniono, żeby wpleść w nią mechanikę efektu motyla z gry.
Zmiany nie muszą oznaczać, że to będzie zły film, ale obawiam się, że to nie będzie „Until Dawn”, na które liczą gracze. Wydaje mi się, że lepszym „Until Dawn” byłby film bliższy fabularnie grze, a slasher o nastolatkach uwięzionych w pętli czasu można było zrobić bez odwoływania się do gry.