Żegnaj T-Mobile

Przedwczoraj pożegnałem się z T-Mobile. Z jednej strony nic wielkiego, telefonia komórkowa jest teraz usługą tak podstawową i powszechną jak higiena jamy ustnej, a nie rozwodziłbym się nad zmianą pasty do zębów. Z drugiej strony abonament w Erze, a później T-Mobile, miałem od ponad 11 lat. To dłużej niż używam jakiejkolwiek marki pasty do zebów, to nawet dłużej niż jestem z moją dziewyczną, a obecnie żoną. ;-) Zapewne dlatego tak po ludzku trochę mi żal, że T-Mobile rozstał się ze mną bez mrugnięcia okiem, jakby te 11 lat z hakiem nic dla niego nie znaczyło. Ani przed końcem umowy ani po złożeniu wniosku o przeniesienie numeru nie skontaktował się ze mną i nie zaproponował przedłużenia umowy, o próbie przebicie oferty konkurencji nawet nie wspominając. Nie dostałem nawet SMS-a „szkoda, że odszedłeś, ale mam nadzieję, że wrócisz”. Żal mi, bo wydaje mi się, że byłem dobrym klientem, od ponad 11 lat płaciłem abonament, niby niezbyt wysoki, ale w dobie malejącej liczby abonentów i ostrej konkurencji w segmencie usług przedpłaconych ponoć każdy regularnie płacący łoś jest cenny.

Jednocześnie odczuwam ulgę, bo już od dłuższego czasu związek z T-Mobile mi się nie układał. Przy każdym przedłużeniu czułem się jak klient drugiej kategorii, bo pomimo wieloletniego stażu (a właściwie przez ten wieloletni staż) dawano mi gorsze warunki niż nowym klientom (tak, wiem, że tak działa dużo firm). Nie mogliśmy znaleźć porozumienia co do wzajemnych oczekiwań – ja miałem niewielkie potrzeby i chciałem niewiele płacić, T-Mobile konsekwentnie kasował tanie taryfy i usilnie chciał mi wcisnąć usługi, których nie potrzebuję i słono za nie kasować. W związku z tym szczególnie nie spodobało mi się skasowanie programu Era Premia, dzięki któremu „za darmo” mogłem nieco dopasować taryfę do moich potrzeb. Irytowało mnie poczucie humoru T-Mobile przejawiające się przykładowo w taryfie multimedialnej dla smartfonów z pakietem 100 MB transferu. Dużą kroplą w czarze goryczy była żenująca reklama „najlepsi przechodzą do T-Mobile”.

Zatem żegnaj T-Mobile, tak chyba będzie lepiej dla nas obojga.

T-Mobile mnie zaskoczył #not

Najwyraźniej tęgie głowy w T-Mobile w końcu zrozumiały, że określanie taryfy zawierającej 100 MB transferu mianem multimedialnej to kiepski żart albo pobożne życzenie. Z tego co widzę, obecnie pakiety internetowe w taryfach multimedialnych zaczynają się od 250 MB, co można uznać za rozsądne minimum. Ta zmiana to nic dziwnego, konkurencja już od dawna oferowała pakiety tej wielkości. O ile mnie pamięć nie zwodzi, to ostatnimi czasy Era/T-Mobile miesiąc w miesiąc traciła najwięcej abonentów z wielkiej trójki. Widocznie powoli do nich dociera, że eksodus abonentów nie wynika z za małej sumy pieniędzy wydanych na czerstwe reklamy z Nowickim a po prostu z kiepskiej oferty. W tym kontekście takiej zmiany spodziewałem się prędzej czy później. Zaskoczeniem było dla mnie jednak znalezisko, które odkryłem w IBOA:

Promocyjny pakiet internet w telefonie 250 MB

Promocyjny pakiet internet w telefonie 250 MB brzmi obiecująco, w szczególności z abonamentem 0 zł. Czyżby T-Mobile dla odmiany pomyślał o stałych abonentach i wraz z ulepszeniem oferty dla nowych klientów dał dotychczasowym możliwość skorzystania z tych samych warunków? Chciałbym w to wierzyć, ale wrodzony pesymizm kazał mi to zweryfikować. W odpowiedzi na mail do BOA zadzwonił do mnie konsultant #1, który poinformował mnie, że pakiet mogę aktywować, ale będą za niego naliczane opłaty. Mając doświadczenie z infoliniami wszelkiej maści zadzwoniłem do konsultanta #2, który z kolei orzekł, że usługa w ogóle nie zostanie aktywowana, bo nie mam takiej w umowie. Tak czy owak wspólny mianownik obu odpowiedzi jest następujący: nie dla psa kiełbasa. Czyli tak jak zwykle, o klienta już uwiązanego umową nie warto zabiegać. T-Mobile zmądrzał, ale tylko troszeczkę i dlatego wciąż będzie tracił klientów, bo nie czują się związani z siecią, a konkurencja w większości wypadków ma lepszą ofertę.